czwartek, 29 grudnia 2011

the winner is...peeling do dłoni i stóp ze Starej Mydlarni

Mój przyjaciel, bez którego nie mogę się obyć! Po przed Świątecznych porządkach oraz po porządkach po Świątecznych, moje dłonie były w stanie opłakanym, lecz krótko:)
Peeling ze Starej Mydlarni Guarana & Guava, ma obłędny zapach, który charakteryzuje "czystość czystości"! Ale to jego drugorzędna zaleta, świetnie peelinguje, sama sobie dozujesz moc natężenia. Złuszcza wzorowo i niewiarygodnie nawilża, gdyż jego podstawowym składem są różnego pochodzenia oleje, sól z Morza Martwego, wit. E. Po takim zabiegu skóra nabiera ładnego kolorytu i chętniej przyjmuje różne fajne właściwości z kremu do rąk.


    Zdjęcie powyżej prezentuje również inny produkt, ale o nim innym razem.


 Peeling ma świetną konsystencję galaretko-papki i wystarcza niewielka ilość by wypeelingować dłonie, ja za pierwszym razem wzięłam zdecydowanie za dużo. Opakowanie jest wielkie, więc jak sądzę wystarczy na długo, a jego cena to 35 zł za 500ml, więc nie dużo, tym bardziej że może również nam posłużyć jako peeling do całego ciała :)

środa, 28 grudnia 2011

otagowanam: 5 noworocznych kosmetycznych postanowień

Tagowanie jest super! Motywuje, mobilizuje, nikt przecież nie chce być gołosłowny, więc się staramy dotrzymywać słowa. Zupełnie nabiera to innego znaczenia, powiedzenie czegoś publicznie, baa napisanie, niźeli powiedzenie sobie czegoś w duchu. Bynajmniej ja tak mam. I w tym miejscu chciałam bardzo podziękować Asi <3 za otagowanie mnie:)



Zasady są banalnie proste:

1. Podaj kto Cię otagował
2. Wymień 5 postanowień noworocznych dotyczących kosmetyków
3. Nominuj 5 kolejnych bloggerek i daj im znać

Postanowienia: 

1. Będę zdecydowanie częściej nawilżać ciało, czas ucieka, skóra młodnieć nie będzie :(
2. Muszę wkońcu sprawdzić czym są sławne meteoryty:)
3. Zacznę używać regularnie maski do twarzy, do włosów. Grafik, który zaproponowała Asia to świetny pomysł!
4. Od nowego roku chcę się skoncentrować na bardziej naturalnych kosmetykach.
5. Muszę zacząć eksperymentować z makijażem, kreski wyrysowane eyelinerem, ciągle te same niezmienne od 10 lat, to wielka nuda, czas na zmiany!

Chciałabym zobligować do 5 noworocznych postanowień:
 

A właściwie to zacznę od zaraz!

czwartek, 22 grudnia 2011

mój ulubieniec.

Uwielbiam kiedy kosmetyki makijażowe nie tylko pięknie się prezentują, ale także pielęgnują. I taki właśnie jest Dior Bronze Collagen-Activ SPF 15! Produkt chroni skórę przed działaniem szkodliwych promieni słonecznych i przedwczesnym starzeniem skóry. Dodatkowo nawilża, tuszuje przebarwienia, wypełnia płytkie zmarszczki pozwalając uzyskać efekt nieskazitelnej cery. Pięknie się nakłada, stopniowo, w zależności od potrzeby delikatniej bądź mocniej, zachowuje dłuższą świeżość makijażu. Nie bez znaczenia jest też załączony pędzelek, bardzo delikatny i odpowiednio szeroki. Jest także bardzo wydajny ! Mam go pół roku, i jak widać na zdjęciu poniżej, ubyło niewiele.
Polecam, polecam, polecam!





środa, 21 grudnia 2011

StriVectin'y - SD cuda się zdarzają?

Jestem szczęśliwą posiadaczką kremów StriVectin - SD ( Striadril ) do twarzy, ciała i pod oczy. Kiedy czytałam zapewnienia producenta mało nie roześmiałam się do rozpuku, przeczytajcie same:

"StriVectin-SD™ krem działa dzięki specjalnie opracowanej formule redukującej rozstępy. Zawiera ona kombinacje środków ujędrniających, uelastyczniających oraz nawilżających. Przyśpiesza syntezę kolagenu o 117%, bez zmiany struktury i funkcjonowania skóry, sprawia, że cera wygląda młodziej i jędrniej.
StriVectin-SD™ jest preparatem, który najskuteczniej likwiduje zmarszczki, kurze łapki, rozstępy, blizny, przebarwienia, niezależnie od tego jak długo one istnieją. Można go stosować do każdego rodzaju cery - zawsze jako pierwszy przed każdym innym produktem pielęgnacyjnym. Krem łatwo się rozprowadza i szybko wchłania, pozostawiając skórę gładką i miękką."


"StriVectin-SD™ krem pod oczy pomaga zredukować zmarszczki, kurze łapki i cienie pod oczami.
Zawiera dodatkowo składniki kojące dla delikatnej i wrażliwej skóry wokół oczu, bez olejków eterycznych jak w kremie opisanym wyżej."

Same przyznacie że brzmi to nieco absurdalnie. Kto byłby w stanie w to uwierzyć? Nie jednokrotnie dawałam się nabrać na triki marketingowe, ale to uważałam już za przegięcie. Jeszcze ta cena 390 pln za krem i 299 pln za krem pod oczy. Ale je dostałam :) i totalnie zgłupiałam.
Po 2 dniach zauważyłam zmiany, szczególnie jeśli chodzi o skórę wokół oczu, a kremu używam tylko na noc. Skóra stała się nawilżona, delikatniejsza, wyjątkowo miękka. Nawet jeśli krótko spałam, oczy wyglądają na wypoczęte. No i zmarszczki się wypłyciły, znacznie! Byłam zszokowana!
Jeśli chodzi o krem do twarzy historia była podobna, tylko zmiany zauważyłam po około 2 tygodniach stosowania. Krostki, grudki zniknęły, miałam bliznę po ospie, sporą , która znacznie się wypłyciła, myślę że do wykończenia kremu zniknie całkowicie:)
Ogólna ocena kremów bardzo na TAK! Jedyny minus to cena, sama bym sobie ich na pewno nie sprezentowała. Aczkolwiek są to kremy godne polecenia, nigdy wcześniej nie zauważyłam aż tak widocznych zmian, po innych produktach.







czwartek, 15 grudnia 2011

Clarins Gel Contour des Yeux

Zawsze wolałam kremy od żeli do oczu, aż do czasu gdy się poznaliśmy z Clarinsem, Contour des Yeux.
Oprócz walki z obrzękiem oczu i tzw. workami  pod oczami,  wzmacnia powieki.
Jest idealny dla wrażliwej skóry wokół oczu, przynosi bardzo przyjemne ukojenie, autentycznie odpręża.
Zawiera ekstrakty z łodygi palmowej i dzikiej róży, zapobiegające tworzeniu się obrzęków, rozjaśniające skórę pod oczami, działające przeciwzapalnie, morelę, która działa nawilżająco i koncentrat z wody różanej, który koi okolice oczu, zmiękcza. Stosuje się rano i w każdej innej chwili w ciągu dnia, delikatnie wklepując w skórę, wystarczy bardzo niewielka ilość produktu.Podobno utrwala makijaż oczu, ja nie zauważyłam, co nie zmienia faktu że go uwielbiam!
Niestety jest skierowany do młodej skóry, ja zdecydowanie powinnam stosować już krem przeciwzmarszczkowy, dlatego też takowy stosuję wieczorem :) A z pupila Clarinsa póki co nie zrezygnuje!




wtorek, 13 grudnia 2011

TAG - Ready for Christmas.

Obawiam się, że dzięki blogowaniu ponownie zacznę lubić święta !
Tyle pytań, tyle wspomnień, tyle uśmiechu, po prostu magia Świąt !
Dziękuję Agat <3 !

  1. Ulubiony świąteczny film?  Kiedyś mnie nieziemsko wkurzał, którychś Świąt go zabrakło i nie chciałabym by się to powtórzyło " Kevin sam w domu ":)
  2. Ulubiony świąteczny kolor? Biały jak śnieg i brokat jak blichtr.
  3. Ubierasz się odświętnie czy spędzasz święta w piżamie? Oczywiście odświętnie, to buduje nastrój, potęguje ten wyjątkowy czas! Czy naprawdę jest ktoś, kto spędza Święta w piżamie? I pytam się, o Jezusie! dlaczego?
  4. Jeśli w tym roku mógłbyś/mogłabyś prezent jednej osobie to kto by to był? Byłby to zdecydowanie mój chłopak, który jest dla mnie bardzo wyjątkową osobą, z którą tak wiele przeżyłam:), z którą mamy najwspanialszego synka wszechświata. On na ten prezent z pewnością zasługuje najbardziej.
  5. Otwierasz prezenty w Wigilię czy świąteczny poranek? Zaraz po Wigilii najmłodszy wskakuje pod drzewko i buszuje w obłędzie, poszukując dla Wszystkich prezentów:)
  6. Czy kiedykolwiek zbudowałeś/zbudowałaś dom z piernika? Nie, ale chętnie mogę go zjeść, tak jak wszystko inne:)
  7. Co lubisz robić podczas przerwy świątecznej? Jeść, jeść, przytulać się, jeść, spać, cieszyć się, jeść. Oczywiście nie w pojedynkę, tylko z najbliższymi.
  8. Jakieś świąteczne życzenia? By nigdy mnie i moich bliskich nie dosięgnął smutek i troska, oraz by otaczało mnie więcej przyjaciół na wyciągnięcie ręki.
  9. Ulubiony bożonarodzeniowy zapach? Z pewnością zapach choinki.
  10. Ulubione świąteczne jedzenie? Prościej byłoby zapytać o nie ulubione świąteczne jedzenie, czyli o karpia, poza tym uważam to za chorą tradycję.

Drogi Bing'u marzę o tym co Ty, i niech się tak stanie czary mary klik !

poniedziałek, 12 grudnia 2011

o pudrze Inglocie zmatuj mnie!

Borykając się z tłustą cerą, szukam nieustępliwie recepty na to zło.
Nie chcąc wydać zbyt wiele, postanowiłam nabyć transparentny puder matujący Inglota.
Chciałam dobrze, wyszło jak zawsze.
Puder o pojemności 1,5 g w cenie ok.25 zł, to jednak nie jest oszczędność :(, choć gdyby okazał się skuteczny nie zwróciłabym na to uwagi, jednak:
- do transparentności mu daleko
- trzeba uważać przy nakładaniu kosmetyku, gdyż nie można z nim przesadzić, w przeciwnym razie tworzy się dziwny, nieco plastikowy efekt.
- nakładanie nie jest takie proste, właściwie wyjątkowo trudne. Znajduje się w nim parę kwadratowych otworków,  przy potrząśnięciu wydobywa się zdecydowanie za dużo pudru, który musimy wydobyć pędzlem, z pewnością nie załączonym puszkiem, który może nam ewentualnie zrobić parę brzydkich plam na buzi, zapewne nie zaaplikuje go równomiernie:(
- dodatkowym minusem jest drażniący zapach, który kojarzy mi się z kurzem.

Wydawałoby się, że za rzędem tylu minusów, efektem gwarantowanym będzie zmatowienie. Niestety kolejne rozczarowanie, po chwili moja skóra dalej się błyszczy!
Cóż, w bliskim czasie zapewne nie skuszę się na kosmetyk Inglota, chyba że po raz kolejny dam się nabrać na jakiś reklamowy trik:)



piątek, 9 grudnia 2011

Konkurs.

Nie pamiętam kiedy brałam udział w jakim kolwiek konkursie, z góry jestem pesymistką w tych sprawach. Ale robiąc powoli małe podsumowanie już prawie minionego roku, zauważyłam tak wiele zmian w swoim życiu, że i to postanowiłam zmienić.
Tym bardziej że nagroda jest boska, baaaa wymarzona, a zadanie naprawdę bardzo wyjątkowe i wzruszające.
Mowa o blogu http://pieknoscdnia.blogspot.com/ , na którym znajduję się konkurs, i trzeba odpowiedzieć na pytanie : "Jaki prezent otrzymany z okazji Mikołajek najbardziej zapadł Wam w pamięć?".
Odpowiedź należy zawrzeć w maximum 5 zdaniach, mnie chyba trochę poniosło, poza tym pisałam o prezencie Gwiazdkowym, ale czy to ważne. Przypomniałam sobie te magiczne czasy, i na chwilę poważnie odleciałam.
Naprawdę świetny konkurs, polecam szczerze. W tym zabieganym czasie, fajnie sobie siąść i przypomnieć co tak naprawdę jest ważne.
A tutaj wkliknij się w konkurs .

P.S. Chyba wiem czemu nigdy nic nie wygrywam :), czas zacząć stosować się do podanych zasad!


Korektory Inglot.

Jestem posiadaczką wyjątkowo skomplikowanej i problematycznej cery. Jak nie popękane, widoczne naczynka, to krostki, do tego wszystkiego rozszerzone pory, dramat!
Pod wpływem impulsu kupiłam korektor marki Inglot, zupełnie nie przemyślanie, zazwyczaj pieczołowicie szukam najwłaściwszego.Nabyłam korektor koloru zielonego i byłam dość zadowolona krył naczynka, miałam wrażenie że pory stawały się mniej widoczne, postanowiłam więc zaszaleć i kupić jeszcze jeden rozświetlający szarą cerę (kolor żółty).
Tak jak zielony dawał jeszcze radę ( pomimo że uważam go za zbyt gęsty ), to żółtego nigdy bym nie poleciła.
Po nałożeniu korektora następnie podkładu, uwidacznia wszelkie zmarszczki. Moje skóra, poprzez różnego typu zabiegi jest czasem przesuszona, widać wtedy najmniejszą suchą skórkę, ogólnie wygląda to nie estetycznie. Poza tym nie zauważyłam by rozświetlał, a także by maskował przebarwienia, raczej uwydatnia mankamenty innego rodzaju:(
Cena to 23 zł.




poniedziałek, 5 grudnia 2011

Drogi Święty Mikołaju...

.. ponieważ cały rok byłam bardzo grzeczna, w końcu zrobiłam rzeczy do których przymierzałam się latami, uważam że zasługuję na parę prezentów, a właściwie całą kosmetyczkę :)

-po pierwsze baza, która chroni i wygładza :




-po drugie podkład który nie zna kompromisów ( inny podkład tej firmy reklamuje Zombie Boy, a to zdecydowanie atut :) ):




-po trzecie, dla bezpieczeństwa by moje popękane naczynka krwionośne nie ujrzały światła dziennego:





- wszyscy go mają, bądź chcą mieć, więc ja również :)







 - po prostu chcę go mieć:




 - w końcu czas nauczy malować się cieniami, akurat z tymi zapewne poszło by mi łatwiej :) :





-lubię brwi rozjaśniać, a czasem lubię je podkreślić kredką. Tylko najjaśniejszą poproszę! :





-kocham podkreślać usta, a mam tak nie wiele okazji ku temu, z taką szminką miałabym na pewno więcej, jedynie odcień się nie zgadza, gdyż mój wymarzony to N° 24 Blond Ingénu



Hmmm, to jest mój wymarzony zestaw, co prawda lista jest o wiele dłuższa, ale podobno skromniejsze osoby dostają więcej, więc cóż..
Mikołaju do roboty!

wtorek, 29 listopada 2011

prezent.

Urodziny miałam niemal miesiąc temu, i właśnie wtedy ostatni raz tutaj byłam. Musiałam sprostać paru priorytetom mojego życia i postanowiłam sobie, póki nie zakończe pewnych spraw, przyjemności nie będzie! Nie wiedziałam że aż tak będzie boleć.
Blogerem jestem od niedawna, obserwatorów mam niewielu :), a każdy post daje mi tyle spełnienia, tyle radości. Tak więc wracam i nie zamierzam odpuścić!
Wracając do mych urodzin, dostałam piękny, niespodziewany prezent. Właściwie to mógłby być nawet i brzydki, najlepsze jest w tym to, że ktoś o mnie pamiętał, ktoś bardzo bliski memu sercu. Musiał chwilę nade mną pomyśleć ( gdyż A. nigdy nie kupuje prezentów nieprzemyślanych ), zapakować w najpiękniejszy papier na świecie i napisać parę trafnych i pięknych słów. Tyle rzeczy tylko dla mnie ! Ohhhhhh...

A teraz już konkrety o moich skarbach.
Lakiery, właściwie lakierinki, cztery, o wymownych nazwach:
- "Honk If You Love OPI" - wytworny bakłażan
- "My Address is "Hollywood" - różowe cudo!
- "A-taupe the Space Needle" - piaskowa burza
- "French Quarter for Your Thoughts" boski beton.  

Dziś prezentuję kolor szary, który jest absolutnie do wszystkiego. Ogólnie miałam duży problem, którym kolorem pomalować najpierw, wszystkie są totalnie boskie.
Podoba mi się również ich wielkość 3,75 ml , uważam ją za doskonałą, zanim lakier straci swą prawidłową konsystencję i mi się znudzi, zdąży już się skończyć.
Natomiast o olejku Avoplex OPI wypowiem się kiedy indziej, choć słyszałam o nim w samych superlatywach.
Narazie służy mi jeszcze wspomniany troszkę wcześniej olejek Sally Hansen którego uwielbiam.                                            
P.S. Z tym brzydkim prezentem to trochę przegięłam :)                                                                          



poniedziałek, 31 października 2011

lakier Inglot mat 730 + zmywacz do paznokci Inglot

Zacznę od tego, że nie przepadam za wydawaniem dużych pieniędzy na lakiery do paznokci. Pragnę tanich i dobrych :) Cenę 20 zł uważam za dość wysoką, dlatego też kiedy kupiłam matowy czarny lakier Inglota, spodziewałam się że będzie choć dobry. Niestety było zupełnie inaczej. Lakier trzyma się maksymalnie 1,5 dnia, a swoją matowość traci w parę godzin. Po nałożeniu, jakby się wyciera, a właściwie poleruje, i z matu robi się glossy. Co prawda nie należę do osób które leżą i pachną, ale liczyłam że wytrzymał choć 2 dni.
Duże rozczarowanie, ale może miałam felerną sztukę :)
Natomiast zmywacz tej samej firmy bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. Jest bezacetonowy, zawiera witaminy A, E, ekstrakt z nagietka oraz pielęgnujący kompleks natłuszczający. Faktycznie po jego użyciu paznokcie sprawiają wrażenie nawilżonych, idealnie radzi sobie z ciemnymi kolorami, które wcześniej, innymi zmywaczami ciężko było mi usunąć. No i dodatkową zaletą jest to, iż nie wiele jest go potrzeba na waciku, by spełnił swoje zadanie. Dodatkowo przyzwoita cena bodajże 14zł.



czwartek, 20 października 2011

kamuflaż na basenie czyli Shiseido Liquid Foundation SPF30

 Uwielbiam chodzić na basen, niestety moja cera pozostawia wiele do życzenia i relaks w wodzie staje się krępujący ( z fluidem który zapewne spłynie, bądź bez niego.. z pryszczami na wierzchu ).
Postanowiłam odnaleźć taki, który krył by niedoskonałości skóry, ale pozostawał praktycznie niezauważalny, gdyby był wodoodporny byłoby rewelacyjnie, lecz pozostawało to właściwie w sferze moich marzeń. A tu zaskoczenie, znalazłam! Ochronny podkład w płynie Sun Protection Liquid Foundation SPF30 - był strzałem w dziesiątkę. Choć przede wszystkim świetnie nadaje się na upalne dni: posiada wysoki filtr, zapewnia subtelne matowe wykończenie, nie zatyka porów, jest rewelacyjny np. na basen, bądź na innego rodzaju sporty rekreacyjne, gdyż jest odporny na wodę, pot.
Jego konsystencja, pomimo wysokiego filtru, nie jest lepką mazią, lecz lekkim podkładem który bardzo łatwo się rozprowadza. Dodatkowo jest dołączona do niego gąbeczka która ułatwia aplikację.
Gorąco polecam fankom sportu !




 Cena to ok.130 zł.

poniedziałek, 17 października 2011

lakier do paznokci essence - wooow !

Nigdy nie rozumiałam fenomenu marki essence, a pełno jest dla niej aprobaty na blogach kosmetycznych. Estetyka opakowań nie przemawiała do mnie, zawsze kojarzyłam tę firmę z kosmetykami przeznaczonymi dla nastolatek. Cena bardzo przystępna, co nie jednokrotnie czytam jako produkt nie do końca dobry :)
A tu proszę, mój pierwszy zakup i takie zaskoczenie!
Lakier ma świetną konsystencję, nie za gęstą, nie za rzadką. Świetny, elastyczny, długi i dość szeroki pędzelek, kolorów cała gama, szybko schnie i co dla mnie najistotniejsze : trzyma się bardzo długo, nie odpryskuje, tylko się ściera. Szczerze powiem że jest moim lakierowym faworytem!
Wybrałam kolor nazywany przeze mnie "kameleon", numerek -  43 Where is the party?. Dość ciężko było go sfotografować, w zależności od kąta padania światła jest to kolor fioletowy bądź zielony.




SOTHYS Blush delicat longue tenue

Dłuższy czas szukałam różu. Możliwości wyboru jest masa, kolory oszałamiają, a dobranie odpowiedniego wcale nie takie proste. Ja skusiłam się na markę Sothys kolor 1. Peche.
Francuska firma kosmetyczna, zachęciła mnie tym, że specjalizuje się w profesjonalnych kosmetykach pielęgnacyjnych do twarzy i ciała. Pewnie jak każda kobieta, pragnęłabym się upiększać i pielęgnować zarazem, a tego oczekuję po tej firmie.
Mój kolor włosów to blond, bałam się że z tego typu różem będę wyglądać pretensjonalnie, tak też troszkę jest, ale czasem i tak trzeba:) poza tym ten kolor urzekł mnie bez reszty, musiałam go mieć !
Rozprowadza się całkiem fajnie, lubię róże które się nakładają stopniowo, delikatnie. W zależności od okazji mocno, bądź subtelnie. Jedynie pędzelek mnie rozczarował, mógłby być delikatniejszy, ale przecież pędzelek można zmienić :)
Cena tej landrynki to coś około 100 pln.



poniedziałek, 10 października 2011

dłonie wizytówką !

Piękne, zadbane dłonie to podstawa. Moje, przy ogromie pracy jakiej wymaga dom, stały się suche, skórki zrobiły się widoczne jak nigdy wcześniej. Postanowiłam je ratować !
Po pierwsze obiecałam sobie, iż będę przy najdrobniejszych porządkach używać rękawiczek. Myślę, że jeśli dotrzymam słowa będzie to 50 % sukcesu.
Kolejnym krokiem było kupienie odżywki Sally Hansen Vitamin E Nail &Cuticle Oil.
Jest to preparat, który ma w swoim składzie olejek pszeniczny, aloes, penthanol, olejek z pestek moreli i słonecznika. Czyli naturalnie, jeśli chodzi o mnie to bardzo na plus.
Po pierwszym użyciu byłam ogromnie zaskoczona, zawsze przekonana że tego typu odżywki są nieco przereklamowane, okazało się że byłam w wielkim błędzie.
Przyjemna i bardzo prosta forma aplikacji, przy pomocy elastycznego pędzelka. Zapach praktycznie niewyczuwalny. Elegancka forma. Lecz to wszystko mało znaczy przy jej skuteczności. Miałam wrażenie że zadziałała od pierwszego użycia. Paznokcie twardsze, z pewnością mniej łamliwe, nawilżone maksymalne.
Producent poleca wcierać olejek w paznokcie oraz skórki, minimum raz dziennie.
Osobiście wcieram go wieczorem w całe dłonie, i nie muszę się martwić że wszystko zaoliwię, odżywka pięknie się wchłania pozostawiając nawilżone dłonie.
Dzięki zwartości panthenolu zabezpiecza przed szkodliwym działaniem środowiska,dla mnie więcej nie trzeba.
Cena nie jest wyjątkowo wygórowana , jest to 28 zł.

Jeśli jednak ktoś zdecyduje, że to zbyt dużo, proponuję zrobić własną eko-odżywkę. Robi się ją w mig, wystarczy przygotować pół filiżanki oliwy z oliwek, lekko podgrzanej, wycisnąć do niej 2 kapsułki witaminy A+E, dodać pół łyżeczki soku z cytryny i dokładnie wymieszać. Moczyć palce 15-20 minut. Po kąpieli wmasować oliwę w paznokcie, następnie osuszyć papierowym ręcznikiem.Taki zabieg można wykonywać nawet codziennie.
Szczerze przyznam, że domowa mikstura jest bardzo skuteczna, niestety powiedzenie MUST HAVE powstało z myślą o mnie, jak coś mi się spodoba muszę to mieć. Dodatkowo jestem leniuchem, dlatego wybieram Sally Hansen Vitamin E Nail &Cuticle Oil, a Wy?






czwartek, 6 października 2011

tu ania, odbiór.

Dziewczyna, która od zawsze kochała kosmetyki a one ją, lecz pewnego dnia pojawiła się ważniejsza miłość. Spragniona, nienasycona, baa wyposzczona od wszelkich kosmetycznych przyjemności powraca ! :)
Chciałabym Wam prezentować tutaj kosmetyki które pochłonęły mnie totalnie, a także koszmary przed którymi chciałabym Was uchronić. Mam nadzieje że zostanę tu długo .
A za to że tu jestem, chciałabym podziękować mojemu przyjacielowi, który zawsze we mnie wierzy i ciągnie mnie za sobą :) !